Egipt - gorący oddech pustyni
Aktualności

Gorący oddech pustyni

Oczy bolą od kolorów, nie wiadomo, na co patrzeć najpierw. Wrażenie nieopisanej rozmaitości: nędzy i bogactwa, piękna i brzydoty, sacrum i profanum.

Egipt to dwie pustynie, cztery oazy, sześć miast, dwa morza, rzeka, góry, 70 mln mieszkańców i pięć tysięcy lat historii. Przyjeżdżamy tu najczęściej na krótko, zwykle do nadmorskiej Hurgady. Ale z tego luksusowego miasteczka trudno się wydostać. Za to rejs po Nilu z Luksoru do Asuanu (4-dniowy za 320-350 dol.) jest doskonałym połączeniem odpoczynku i zwiedzania.

Na Nilu

1 maja o 5.30 wyruszyliśmy z Hurgady, by w konwoju eskortowanym przez policję (wszechobecną w Egipcie) pojechać do Luksoru, dawnych Teb. Miejsce zbiórki – Safaga. Wokół pustynia. Nie tak ją sobie wyobrażałam. Zamiast tyle razy widzianych w kinie czy na zdjęciach żółtych, ruchomych piasków – kamienista ziemia, gdzieniegdzie kępki suchej trawy. W tle góry-nie-góry. Stwardniały piasek tak się kruszy, że nie sposób po nich chodzić. To Góry Morza Czerwonego, które o zachodzie słońca przybierają czerwonawy odcień.

Nagle robi się zielono. Pojawił się Nil. Bez niego nie byłoby tu życia. W starożytności szacunek dla Świętej Rzeki (jej bogiem był Hapi) i jej środowiska był drugą naturą Egipcjan. Wierzyli, że Ozyrys wezwie zmarłych do Sali Obu Prawd, gdzie będą musieli złożyć deklarację niewinności (niewłaściwie nazywaną „spowiedzią negatywną”, jak pisze Mircea Eliade w „Historii wierzeń i idei religijnych”). „Nie zanieczyściłem wód Nilu” – to jedna z najważniejszych deklaracji.

Dzisiaj trudno byłoby Egipcjanom wypowiedzieć takie słowa. Rzeka ich żywi, dzięki niej mogą uprawiać trzcinę cukrową, ryż, bawełnę, kukurydzę, pszenicę. Myją się w niej, piorą, zanieczyszczają w każdy możliwy sposób.

Rejs po Nilu rozpoczęliśmy w Luksorze. Rano, tuż po przebudzeniu spojrzałam w okno wielkości ściany. Majestatycznie, powoli przesuwał się przed moimi oczami krajobraz niezwykłej urody. Palmy, pola, sylwetki ludzi pochylonych nad snopkami. Wybiegłam na górny pokład. Słońce, lekki wiatr. Na drugim brzegu lepianki, klockowate domki bez dachów ze sterczącymi w niebo drutami. Wyglądały na niewykończone. Cały Egipt jest nimi oszpecony. (Później dowiedziałam się, że od takiego domu nie płaci się podatków.) Na brzegu bawią się dzieci, kobieta w czerni czerpie wodę z rzeki, inna rozkłada na stromym brzegu świeżo wyprane chodniki, dywaniki, ubrania. W kilku miejscach Nil rozlewa się szeroko, otacza małe zielone wysepki lądu. Co jakiś czas przepływają feluki. I znowu gaje palm daktylowych… Nie można oderwać wzroku. Białe czaple brodzą przy brzegu. Ibisów podobno już nie ma, krokodyli też.

Autor: Malina Kluźniak, Małgorzata Malewska-Malek

Źródło: Turystyka – dodatek do Gazety Wyborczej, Nr 22 (29)

Data publikacji: 29 – 30 maja 2004 r.